Tyle żartobliwego wstępu, którego tekst jakoś mi się narodził pod wpływem sposobu trzymania ryby przez Piotra, ale w istocie żartów nie było ... no chyba po lądowaniu "łośka". Zwieńczeniem dnia był piękny, szeroki jak kloc łosoś o wadze ponad 13 kg i długości 108 cm, jednak po kolei.
Gdyby poprzedniego dnia spoglądać przez okno a nawet o poranku w dniu planowanego wyjścia w morze, to lepiej było pozostać w domu widząc jak szleje wiatr. Jednak jak uczy praktyka warto wierzyć w prognozy pogody portalu Windguru, bo te sprawdzają się doskonale. Komunikaty o stanie morza przewidywały nagłe wyciszenie wiatru od godz. 8.00 i tak się stało jak w zegarku. Na łowisko poszliśmy jeszcze ze sporą falą, by na miejscu zastać cichnącą taflę wody.
Świat łowców łososi jest dość hermetyczny, choć muszę przyznać, że to grupa niezwykle przyjaznych ludzi. Każda zgłaszana ryba a taki jest zwyczaj na radio, dostaje gratulacje od pozostałych łodzi. W eterze płynie przyjazna atmosfera żartów, przekomarzań i oczywiście meldunków o rybach w holu i na pokładzie. Jednak każdy ma swoje małe i duże tajemnice co do planowanej pozycji połowu i oczywiście uzbrojenia zestawów. Czasem jak czytam na forach, że trolling to najprostsza forma wędkowania a nawet, że nie ma z nią nic wspólnego, to zapraszam autorów takich wypowiedzi na morze. Niech na własnej skórze przekonają się ile zmiennych składa się na wędkarski sukces oraz ile wiedzy i doświadczenia należy zainwestować by skutecznie łowić łososie.
Jednym z kluczowych elementów uzbrojenia łososiowego zestawu są flashery. Zatem i my, niezależnie od zaopatrzenia z oferty handlowej eksperymentujemy z samodzielnym wykonaniem tych wabików. Pozostawiając na brzegu malkontentów oraz internetowych wędkarzy, powróćmy na wody Bałtyku i do wydarzeń ubiegłego dnia.
Piotr zgrabnie umieścił go w podbieraku a następnie zamykając go uniósł obręcz do góry. Siatka jednak okazała się pusta a ryba poszła w dół z flasherem i żyłką przeciągniętymi przez środek podbieraka. Ku naszemu zaskoczeniu pękła siatka w fabrycznie nowym podbieraku, dając chwilową wolność rybie. Generalnie zrobił się niezły galimatias i pozostało ratować się osęką, przerzucając przez burtę całość kłębka łącznie z podbierakiem i rybą.
Gdy emocje już opadły a my powróciliśmy do rutyny nasłuchiwania multiplikatorów, nagle jedna z wędek na planerach zagrała najpiękniejszą melodią wysuwanej z impetem żyłki. Piotr ... twoja wędka, pada komenda a po niej kolejne ustawiające członków załogi do zajęć. Ja do steru, Kamil do lądowania a Piotr do walki z rybą, która daje o sobie znać gwałtownym wybieraniem linki z kołowrotka. Im bliżej łodzi, tym schodzi głębiej a przy burcie pionowo idzie w dół na 30 stóp.
Widzę, że Piotr jest już zmęczony, ale nikt nie śmie proponować "dobrej zmiany". Po kilku takich nurach, choć całość wydarzeń trwa już kawał czasu, wreszcie łosoś nieco się poddaje. Widać już jego zmęczenie walką, nie mniejsze niż Piotra. Już go widzimy, niezły klocek ...
Zapięty na pojedynczy haczyk, płytko. To ostatnia szansa na przechwycenie ryby, bo po długim holu widać jak nadwyrężony jest jego pysk i tylko patrzeć jak hak wyskoczy z uwięzi. W takich chwilach niezastąpiona jest zimna krew Kamila, który jak zwykle wprawnym ruchem umieszcza, choć z dużym wysiłkiem rybę na dnie łodzi. Uff ... widzę jak para schodzi z Piotra a na jego twarzy maluje się szeroki uśmiech. Podziękowania za piękny dzień na morzu i gratulacje okazałej ryby dopełniają atmosferę spełnienia. Mierzymy, ważymy ... 108 cm, ponad 13 kg - piękny.
W promieniach zachodzącego słońca wchodzimy do portu. W powrotnej drodze mimo zmęczenia dniem na morzu już planujemy kolejną wyprawę. W ruch idzie komórkowy internet z prognozą pogody Windguru ... nadchodzący tydzień daje nadzieję na pomyślne wiatry. Port w Jastarni wita nas uśpioną flotą w słoneczniej poświacie końca dnia. Za chwilę obok kutrów i łodzi wędkarzy zacumuje "Trotka", dzielna łódka, która zabiera nas po przygodę.