Czy dorszowa flota stanie na kotwicy? ... Odpowiedź na pytanie - tak, może wkrótce stać się faktem. Dotyczy to zarówno łodzi rybackich jak i wędkarskich. Recz za sprawą uznania dorsza za rybę zagrożoną, która przez szwedzkich ekologów z organizacji WWF, doczekała się wpisania na listę gatunków zagrożonych - Czerwona księga. To oczywiście rekomendacja dla unijnych urzędników ale z taką opinią zgadzają się również polscy rybacy. Ich obserwacje i doświadczenia ostatnich lat, również wskazują na katastrofalną liczebność i kondycję bałtyckich dorszy. Armatorzy postulują wydłużenia okresu ochronnego na połów dorszy do pięciu miesięcy w roku oraz oczekują rekompensat za postój kutrów w portach w/w czasie. Domagają się również całkowitego zakazu połowów paszowych na Bałtyku.
Ryby są coraz mniejsze i przede wszystkim chude z braku pokarmu. Nie mają też siły na migracje pokarmową i uganianie się za zdobyczą. O lat trudno też o egzemplarze do rozrodu. To już równia pochyła dla tego gatunku, szczególnie w połączeniu z drastycznym ograniczeniem bazy pokarmowej dorszy w postaci śledzia i szprota, dziesiątkowanych połowami paszowymi.
Póki co z oporem problem dostrzegają wędkarze, niejako zapominając, że udział w połowach dorsza przez tą grupę szacowany jest obecnie nawet na 10% liczby ogólnie poławianych dorszy na Bałtyku. Wobec powyższego za duży błąd w obecnej sytuacji wypada uznać lobbowanie Polskiego Związku Wędkarskiego na rzecz najnowszych zapisów ROZPORZĄDZENIA MINISTRA ROLNICTWA I ROZWOJU WSI z dnia 6 lipca 2015 r. w sprawie wymiarów i okresów ochronnych organizmów morskich poławianych przy wykonywaniu rybołówstwa rekreacyjnego. Gdzie zniesiono limity wędkarskich połowów dorszy, ustanawiając po drodze niezwykle skromy wymiar ochronny - 35 cm.
Problem w tym, że komercyjne wędkowanie morskie to niemałe koszty dla uczestników i potrzeba zarobku dla świadczących usługi tego rodzaju. Czyli rejs musi się zwrócić obu grupom, bez względu na okoliczności - którymi są chude i niewielkie dorsze. Dodajmy do tego wszechobecny sport w działalności PZW, który nie ominął wód morskich a zawody wszelkiej maści w połowach dorszy z pełnym zapałem działaczy organizowane są na potęgę. Trudno się dziwić skoro zielone światło idzie z samej góry, bo już w inauguracyjnym "przemówieniu" nowego Prezesa Zarządu Głównego PZW, dowiedzieliśmy się że, cytuję: - "Ja mogę mówić o kwestii łowienia, zwłaszcza na morzu, prawda. Po kolei o kwestii zarządzania, natomiast jeśli chodzi o sprawy ichtiologiczne, no jeszcze muszę trochę tej wiedzy mieć."
Nie będę zatem szczególnie zdziwiony, gdy wędkarze będą ostatnią grupą apelującą o zakaz połowu dorszy, bo czego spodziewać się od zwykle dobrze nasyconych organizmów wyrobami przemysłu spirytusowego, będących klientami łodzi i kutrów wędkarskich na Bałtyku. W tym miejscu nie będę hipokrytą przekonującym o szczególnych doznaniach wędkarskich w połowach dorsza. Idąc dalej nie znajduję argumentacji, która przekona wędkujących by oddać się jedynie emocjom złap i wypuść, bo od zawsze dorsz poławiany był dla mięsa i tak długo jeszcze pozostanie. A raczej mogło by pozostać, gdyby szkielet tej ryby nie był obecnie pokryty jedynie skórą.
Niestety chętnych wędkarzy nie zabraknie, bo pokusa napełnienia bez limitu skrzynek nawet marną rybą jest zbyt duża. Z ubolewaniem należy przyjąć, że społeczność wędkarska nie będzie liderem a nawet uczestnikiem postulowanych przez rybaków ograniczeń a jedynie któregoś dnia zrobi przysłowiowego "karpia" dowiadując się, że dorsza łowić już nie wolno.