Flasher trollingowy



Łososiowy zestaw trollingowy różni się w zasadniczy sposób od klasycznego zestawu do połowu troci, choć i na taki trocie są poławiane. W tym drugim przypadku błystka wypuszczona za łodzią samodzielne penetruje morska toń, czyli to zwykły zestaw spinningowy. Natomiast w przypadku połowu łososi musimy na rozległym akwenie przyciągnąć ryby w okolicę przynęty imitując ławicę szprotek. Temu własnie służą flashery, czyli obiekty o różnych kształtach i wielkości (ok. 20 cm), które przypominają z grubsza ogromną błystkę wahadłową. Flasher umieszczamy zależnie od temperatury wody, zwykle ok 80 - 120 cm przed przynętą.


Tak sobie o tym piszę, może wzbudzając znudzenie tych co łososie już poławiali. Jednak dla wielu Kolegów morski trolling to zupełna nowość w ich wędkarskich doświadczeniach a niektórzy czytając relację z wyprawy dziwili się co to za ogromna "przynęta" wisi na przyponie. To właśnie flasher, widoczny na zdjęciu powyżej.


Spełnia on bardzo ważną rolę i jak pisałem jego zadaniem jest imitowanie ławicy ryb, które stanowią pokarm łososi. Dlatego w arsenale wyposażenia wędkarzy trollingowych flasherów jest bardzo wiele i nie tylko z powodu konieczności uzbrojenia kilkunastu zestawów jednocześnie. Kapryśna natura łososi zmusza do stosowania różnych kształtów i ubarwienia flasherów oraz eksperymentowania w łowisku. Mnogość kształtów i barw, przeliczona na ilość zestawów oraz jednostkowa cena flasherów w handlu (50 - 80 zł za sztukę), czyni te elementy wyposażenia niemałym kosztem. Oczywiście nie muszą się tym kłopotać uczestnicy rejsów komercyjnych, bo szyper zapewnia wszelki sprzęt i przynęty. Jednak entuzjaści samodzielnego trollingu z pewnością stają wobec niemałych wydatków, których znaczącą część stanowią flashery.


Dlaczego są drogie ... może dlatego, że do ich produkcji jeszcze nie dorwali się Chińczycy a jeśli to nadal są sygnowane firmami skandynawskimi i USA. Niezależnie dedykowane są dla wąskiej grupy odbiorców, tworząc jeszcze niszę handlową. To konieczność utrzymywania dużego asortymentu w ofercie wobec relatywnie niewielkiej grupy odbiorców produktu, przynajmniej w Polsce. Pozostawmy jednak na boku dywagacje cenowe a skupmy się na naturze wędkarza, czyli chęci samodzielnego poszukiwania skutecznego uzbrojenia zestawu, jak ma to miejsce od lat w przypadku woblerów i błystek spinnigowych, czyli handmade ... ale to już w części II.