"Ryby dla zatoki"



"Ryby dla zatoki" 

Zatoka Pucka ... patrząc na ten sielankowy, morski obrazek wielu z nas nie zdaje sobie sprawy co rzeczywiście dzieje się pod powierzchnią wód tego akwenu. Przyglądając się poczynaniom naukowców zajmujących się wodami zatoki odnoszę wrażenie, że stoją na czele tej listy. Z punktu wiedzenia doraźnych korzyści dla wędkarzy, pojawienie się w Zatoce Puckiej pstrąga tęczowego na skutek zarybień jest atrakcyjnym rozwiązaniem. Ryby poławiane są bezpośrednio w jej wodach, również w rzece Reda, gdzie obok relatywnie niewielkich uciekinierów z hodowli, wypasione morskie tęczki trafią się w postaci kilkukilogramowych egzemplarzy. 

Jednak wypada rzecz widzieć w dłuższej perspektywie czasu i zastanowić się nad skutkami poczynań uczonych głów. W ramach programu "Ryby dla zatoki" 2005 roku do wód Zatoki Puckiej wypuszczono kilkanaście tysięcy pstrągów tęczowych o średniej długości ok. 17 cm. Ich zadaniem było urosnąć i rozpocząć żerowanie na cierniku, aby zmniejszyć jego zasoby na tym akwenie. Takie były oczekiwania naukowców wobec tęczaka. Krótko mówiąc zastosowano typową biomanipulację, której celem było wprowadzenie gatunku obcego do walki z nienaturalnie wielką populacją rodzimą.

Według informacji Stacji Morskiej Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego, po upływie roku podjęto próbę oceny efektów zarybiania cytuję:

"Zbliża się teraz czas, gdy wypuszczone rok temu małe pstrągi tęczowe zaczną wpadać w rybackie sieci. Są już na tyle duże, że nie przejdą przez selektywne oczka sieci. Wiemy, że wcześniej, jesienią ubiegłego roku i w lecie  pewną  ich ilość złowili nadmorscy wędkarze. Dowiadywaliśmy się o tym z reguły dawno po fakcie. Prawdopodobnie wstydzili się, że łowią je aż tak małe i dlatego nie powiadamiali o tym nikogo. Szkoda, bo każde dane o ich wielkości i pokarmie byłyby dla realizacji projektu bardzo cenną informacją. Dodatkowe parę sztuk złowiliśmy sami podczas połowów badawczych na Redzie, w odległości ok. kilometra od ujścia rzeki do wód zatoki.

Część wypuszczonych ryb była oznakowana. Mają one swój numer identyfikacyjny i stosowne miejsce w bazie danych o długości i masie w dniu wypuszczenia. Dzięki temu możemy ustalić ich wzrost do dnia złowienia. Właśnie dotarł do nas pierwszy znaczek. W dniu 26 października 2006r.  Stacja Morska UG w Helu odebrała zgłoszenie o złowieniu znakowanego pstrąga tęczowego.

Rybę złowiono 29 września br. w Zatoce Puckiej około 2 - 4 mil od boi "KUZ" w sektorze południowym - południowo zachodnim, w nety flądrowe o wielkości boku oczka 72 mm. Pstrąg  posiadał wszczepiony czerwony znaczek typu Carlin o numerze PSN 316,  miał 40 cm długości i ważył 600 g. Dzięki oznakowaniu części materiału zarybieniowego wiemy, iż od zeszłego roku ryba urosła o 22 cm, czyli jej długość przez rok pobytu w morzu wzrosła o ponad 100%." ... koniec cytatu.

Niestety w kolejnych latach nie odnajdujemy większej ilości i dokładniejszych danych o rocznych przyrostach wagowych oraz o stanie ilościowym populacji pstrąga z zarybień. Nie wiem czy naukowcom zabrakło determinacji w swoich poczynaniach, czy projekt został porzucony. W obu przypadkach zakrawa to na pełny brak odpowiedzialności, szczególnie w świetle eksperymentów z gatunkiem obcym.

Już samo założenie wstępne, ze pstrąg tęczowy stanie się antidotum na rozrośniętą populację ciernika wydaje się być nieuzasadnione i postrzegane w kategoriach pobożnych życzeń. Kierując się jedynie pokarmowymi zachowaniami tęczka, który jako jeden z niewielu gatunków nie unika cierników, jest mało przekonującą przesłanką. Obserwacje na stawach hodowlanych wprawdzie potwierdzają fakt zjadania cierników ale raczej na zasadzie "ostatniej deski ratunku" a pojawienie się innego rodzaju pokarmu w ramach ichtiofauny kieruje zainteresowanie tęczaków w jej kierunku. Czyli chętniej zjadają inne gatunki ryb, co może mieć odzwierciedlenie nawet w tak szczątkowych danych, jakie podała Stacja Morska w Helu. 


W tym miejscu wystarczy spojrzeć na przyrosty wagowe tęczaków opisane w jej komunikacie powyżej, co kieruje podejrzenia o żerowaniu na gatunkach cennych gospodarczo, którym w założeniu szkodzić miała potencjalna ofiara tęczaków, czyli ciernik. Niestety nie są to wnioski wspomnianych naukowców a jedynie szacunki ichtiologów przyglądających się sprawie z boku ale oparte na własnych doświadczeniach z przyrostem wagowym pstrąga tęczowego. Trudno zatem założyć, że ciernik jako najmniej atrakcyjny pokarm dla tęczka pozwala powiększyć jego masę ponad 100% w ciągu roku. 

Nie znam oczywiście uzasadnienia wniosku o zgodę na zarybienie tęczakiem wspomnianego akwenu, którą wydało Ministerstwo Rolnictwa ale trop kieruje ku takiej interpretacji opublikowanej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego - cytuję:

" Stacja Morska IO UG w Helu prowadzi zarybienia Zatoki Puckiej pstrągiem tęczowym po to, by zbadać wpływ tego gatunku na strukturę lokalnej ichtiofauny. Chodzi też o zredukowanie liczby ryb ciernikowatych w tym akwenie. Ryby ciernikowate, odżywiające się między innymi larwami i ikrą ryb użytkowych, dominują liczebnie nad innymi gatunkami ryb żyjącymi w strefie przybrzeżnej. W zatoce konkurują o pokarm z młodymi rybami innych gatunków. 

Według naukowców ze Stacji Morskiej w Helu, odpowiednim drapieżnikiem do walki z nadmiarem ryb ciernikowatych może być właśnie pstrąg tęczowy, który żywi się rybami ciernikowatymi. Jak oceniają, pstrąg tęczowy to jednocześnie "narzędzie" bezpieczne. Ryby te nie rozmnażają się w polskich wodach, więc ich liczebność można kontrolować wielkością zarybień. Pstrąg tęczowy nie zagraża także innym gatunkom ryb występujących w polskich wodach - nie konkuruje na przykład o pokarm z trocią wędrowną ani z łososiem. 

"Obecność pstrągów w Zatoce Puckiej wpłynie na zwiększenie szans przeżycia ikry i wylęgu ryb, na których żerują cierniki oraz zmniejszy konkurowanie o pokarm. Zwiększy to także dochodowość przybrzeżnych połowów rybackich i atrakcyjność Zatoki Puckiej jako łowiska wędkarskiego. Pośrednio zatem wspomoże także lokalny sektor turystyczny" - przekonują naukowcy." ... koniec cytatu.

Płoć zatokowa oraz wiele innych gatunków w kontekście cytowanego fragmentu - "Pstrąg tęczowy nie zagraża także innym gatunkom ryb występujących w polskich wodach - nie konkuruje na przykład o pokarm z trocią wędrowną ani z łososiem." 

Czytając takie uzasadnienie nasuwa się pytanie dlaczego założeniem było redukowanie populacji ciernikowatych przez wprowadzenie obcego gatunku drapieżnego ? ... Jeśli nawet pominąć jego szkodliwość dla pozostałych gatunków ryb, uwzględnić wspomnie ministerialne bezpieczeństwo i kontrolę nad liczebnością populacji, to sama skala eksperymentu już u podstaw nie rokowała sukcesu. Mówimy tu przecież, według najbardziej optymistycznych szacunków o skali zarybień w liczbie 40 tysięcy sztuk pstrągów tęczowych wpuszczonych do Zatoki Puckiej (powierzchnia 364 km²). Jeśli dodamy do tego niedbałą metodykę badań, która spowodowała brak jakikolwiek wniosków po upływie dziesięciu lat, to nieuchronnie nasuwa się refleksja o jedynie radosnej twórczości naukowców. 

Mam też wrażenie, że u podstaw całego przedsięwzięcia leżał jedynie zapis na stornie 137, "Ryby Słodkowodne Polski" Praca zbiorowa pod redakcją Marii Brylińskiej. Przy okazji, ktoś tu zapomniał, że ów eksperyment prowadzony jest na wodach otwartych, ale być może naukowcy znaleźli sposób jak namówić tęczaki do pozostania w granicach Zatoki Puckiej i zjadać wyłącznie ciernikowate.

Cały ten projekt wydaje się być odpowiedzią na potrzebę kolejnych prac magisterskich lub przewodów doktorskich lub uzasadnieniem etatów naukowych na uczelniach. Coś trzeba robić, gdzieś wydać pieniądze, wykazać się aktywnością. Może to efekt wąskiej specjalizacji i zaniku postrzegania środowiska przyrodniczego o wiele mądrzejszego przez prawa natury od niecierpliwych naukowców. 

W przypadku ciernikowatych Zatoki Puckiej można było przyjąć inne założenia, odrzucając powyższą motywację. Rozrośnięta populacja konkretnego gatunku prędzej, czy później ulegnie samoograniczeniu. Sprawi to niewystarczająca baza pokarmowa lub choroby, które zwykle mają znamiona epidemii w ogromnym zagęszczeniu osobniczym. Czynników tego rodzaju jest cała paleta, jednak wymagają one czasu, który nie da się mierzyć szczeblami w drabince kariery naukowej.

Myślę, że wędkarze zbyt łapczywie odbierają obecność tęczkaka w wodach zatoki, bo pokusa wędkarskiego spotkania ze sporą rybą jest duża. Na tej zasadzie zbyt szybko rozgrzeszamy naukowców za ich twórczość. Ktoś tu jednak zapomniał o innym potencjalnym zagorzeniu jakim są choroby a dokładniej mówiąc infekcje bakteryjne. Uznać obecność tęczaka w morzu, wprowadzonego na drodze zarybień w czasie gdy likwidowane są całe stada hodowlane a troć ledwie zipie od UDN, jest co najmniej niepoważne.

No cóż ... my wędkarze chwilowo możemy się cieszyć. choć to radość przez łzy. Może za kilka lat, na fali kolejnego "naukowego" uniesienia, wody Zatoki Puckiej oferować nam będą Tuńczyki lub Mieczniki.